Poniedziaki, dla jednych dzien znienawidzony, dla innych ulubiony, dla jeszcze kolejnych taki jak kazdy inny.
Dla mnie inny, po prostu inny.
W poniedzialki Corka jest jedyny dzien w tygodniu w zlobku, Maz w pracy.
Dla mnie to dzien zeby popracowac, w sensie zawodowym. Czasem tej pracy jest masa, czasem duzo mniej....
Jak pracy jest mniej to Maz zawsze mi powtarza "odpocznij!, jestes w ciazy, wykzystaj troche czasu dla siebie"
Jesli ktos z was kiedys pracowal z domu to wie jakie to ciezkie!! Musze usiasc do komputera, musze przejzec papiery, upozadkowac kaledarz, wykonac tysiac telfonow.....w biurze przychodzilam, robilam sobie kawe, wymienilam kilka zdan z kolezanka i kolega z biurka obok i sie wylaczlam az do lunchu.
W domu latwo takie zalozenie przyjac...ale....zaparzam kawe...a tu zlew pelen naczyn po sniadaniu....wiec zanim siade zabieram sie za zmywanie, wowczas zauwarze okruszki od chleba na podlodze w kuchni, kanapki rano Maz robil. To juz szybko odkurze, a jak juz w kuchni, to wjade do jadalni, wczoraj Corka jadla tam kolacje i sprzatala swoj kacik z zabawkami sama. Jak to 2.5latka, posprzatala na swoje sily jak najlepiej, no to zanim odkurze musze wszystko podniesz spod jej kuchni zabawki i stolika, jak juz podniose to odloze na miejsce. Wrzucam klocki duplo do ich pudla, a tam zjaduje figurki z jej Farmy, to wrzucam je do ich pudla. W pudle z Farma znaduje tez ciastoline, to ja odkladam do jej pudla. Natomiast w pudle z ciastolina znajduje 3 puzzle...i takim to sposobem robie porzadek w Corki zabawkach. No moge juz odkurzyc jadalnie, a tu z jadalni do salonu juz szybko. Jak juz w salonie to i korytarz i juz caly dol odkurzam. Odkurzylam, ahh te czarne meble w salonie, kurz widac, to juz szybko "przelece pronto"...
No dobra kawa wystygla :( robie nowa, ale te 5 lykow co zdazylam wypic, juz na pecherz ciezarny naciskaja.
To lece do gory do lazienki. Na wporst schodow jest pokuj Corki. Pidzamka rzucona w samym wejsciu przyklowa moja uwage, to wchodze. Podnosze pizamke, cala mokra od wody, woda rozlana na szafeczce. Wycieram wode. Wtedy zauwazam ksiazeczki za lozeczkiem Corki, odsuwam lozkeczko...a tak o matko i corko!! Pedze po odkurzacz, to juz szybko odkurzam pokoik. A jak juz pokoik corki, to wejde do sypialni naszej takze. A tam, pranie suche na suszarce. To zdjac trzeba i pokuladac odrazu. Wrzucam pidzamke Corki do prania, ahhhhh jak zwykle pranie do wstawienia, To przebieram brudy i wybieram do prania ubrania. Koncze odkurzanie.
W koncu ide to siusiu!! A tam, no coz, Maz nie splukal wczoraj wanny pozadnie, a golil glowe....to myje wanne, a jak juz wanne, to sprzatne cala lazienke juz za jednym zamachem.
No schodze na dol z koszem na pranie i odkurzaczem. Wstwiam pranie i w koncu mam czas na ta kawe!!
Zabieram sie za prace. Chwile pozniej dzwoni Maz, a to znaczy ze jest pora lunchu juz!!. "Czesc misku, jak mija dzionek, co robisz??" "Dopiero usiadlam do pracy" "O to widze, ze odpoczelas troszke, dobrze!! Wykozystaj sobie cisze jak Corki nie ma"..........
poniedziałek, 26 stycznia 2015
niedziela, 25 stycznia 2015
Ugotujmy
Nie masz pomyslu na niedzielny obiad??
Schabowe sie przejadly a brak natchenienia na cos wiecej?
Masz schab, jablka i ser w lodowce??
To masz tu porsty przepis a jakze smaczny:
http://cookingberrymama.blogspot.co.uk/2015/01/loin-of-pork-with-apples-and-cheese.html
Schabowe sie przejadly a brak natchenienia na cos wiecej?
Masz schab, jablka i ser w lodowce??
To masz tu porsty przepis a jakze smaczny:
http://cookingberrymama.blogspot.co.uk/2015/01/loin-of-pork-with-apples-and-cheese.html
Obawy Przyszlej Mamy....NR II
Ostatnio ciezarna, po raz pierwszy, kolezanka z dawnych lat spytala mnie "Czy to prawda, ze dziecko zmienia wszystko w naszym zyciu??"Zadla to z nuta strachu przed nieznanym.... Odpalilam bez zastanowenia "nie no co Ty!!! Nie masz co sie bac!!!"
Ale zaraz po tym zaczelam sie zastanawiac...I stwierdzilam, ze oklamalam bidule! Oklamalam, ale nie zamierzenie, bo....no wlasnie....
Obawy kiedy zostawalam mama NR I byly, byly ogromne. Byly 3lata temu i sie o nich zapomnialo. Zapomnialo, bo jest teraz inaczej, cudownie inaczej. Corka przewrocila moj swiatopoglad do gory nogami i sprawila, ze jestem inna Soba. Wiec zaraz sie poprawilam "tak dziecko zmienilo u mnie wszystko, doslownie kazdy moj poglad na bycie mama, ale to nie znaczy, ze jest gorzej, nic sie nie boj :) "
Jednak ta rozmowa, zmusila mnie do...do dopuszczenia do mojej swiadomosci pewnej mysli. Mysli, ktora odpieralam juz bardzo dlugo....mysli, ktora byla ze mna, gdzies z tylu glowy od kiedy zwymiotowalam po raz pierwszy, zanim zrobialm test ciazowy, od kiedy moje wewnterzne Ja powiedzialo mi, ze bede Mama NR II!!
Czyli Obawy Mamy NR II.
Nasze Corki sa w 100% chciane, w 100% swiadoma docezja, zaplanowana i przemyslana. Wrecz przekalkulowana, pod wzgeldem wieku naszego, naszych mozliwosci finansowych i punktu w jakim znajduja sie nasze kariery.
Maz stabilna praca, pracodaca, pozadny, placacy mu za uniwersytet, dajacy mozliwosci rozwoju, nowe wyzwania a co dla rodziny wazne, mozliwosc przyzwoitych zarobkow.
Ja mialam w miare spokojna prace, biurowa, 8 godzin, 5 dni w tygodniu. Nie koniecznie sciezka mojej kariery jaka chcialam zachowac, ale stabilna, zarobki tez nie najgorsze. Chcialam zmiany, na wieksze wyzwanie, na budowe karery, ale juz bylo 25lat na karku, juz albo tylko. My zawsze mazylismy o 3 pociech, wiec byla najwyzsza pora na pociechee NR I. Bo jak znajde ta "wymazona prace" bo "jak zaczne i ja budowac kariere" to mysl o dziecku by sie przeciagnela na nieznana przyszlosc. A ta nieznana przyszlosc byla zbyt odlega na 3 dzieckow pod wzgeldem biologicznym. Wiec wykalkulowalismy troche na sucho "teraz pora". Bylismy tuz po slubie, zaczelismy starania...i za pierwszysm razem, sie udalo :)
ALe co sie zmienilo...Zalozenie bylo takie:
1. pracuje do konca - udalo sie, pracowlam do 37tc, kiedy to juz przez male klopoty z wodami plodowymi, pani doctor w szpitalu zasugerowla, ze juz pora odpoczac.
I na tym sie nasze plany, ze zdezeniem z rzeczywistoscia, zakonczyly ukadac sie jak zalozylismy....
W 42+1 TC przszla na swiat Corka, uparta, nie chcaca sie urodzic :) Wspomagana przez lekarza kleszcami, i wielkim krzykiem oznajmila "Zmienie wasze zycie na zawsze"......pierwsze spojzenie w te wowczac, czarne jak smola oczka, pierwsze przytulenie i juz wiedzialam, ze to jest najwieksze szczesie jak moglo mnie spotkac!!
Jak pani doctor chciala ja zabrac z moich ramion, po moim niludzkim wysliku, zeby sprawdzic, czy tymi kleszczami nikt jej krzywdy nie zrobil, czy przez te brudne wody, ona sobie krzywdy nie zrobila...to moj wzrok musial ciskac pioruy. Pani doctor sie mi tlumaczyla, ze zaraz odda, ze tylko tu ja bierze, ze beda ja ciagle widziala, ze ona naprawde musi...bylam gotowa bronic jej juz wtedy jak lwica, bylam w stanie wstac wtedy i wyrawac ja sporwotem w moje objecia, bo wiedzialam, ze tam jej najlepiej :)
I tak oto zmienila wszystko co myslalam, ze bedzie.....
Myslalm, ze jak skonczy roczek, jak zakonczy sie moj macierzysnki i wychowaczy urop to oddam ja pod opieke paniom do zlobka, ze nie bedzie to zadnej problem, a sama pojde budowac kariere...
Juz w tych kilku minutach po porodzie wiedzialam, ze nie bede umiala!!
Ale przecierz, moja mama z tata mnie oddali, jak mialam ponad roczeka, mam wspaniale wspomnienia ze zlobka/przedszkola, kazde wakacje z dziadkami, jedymi badz dugimi, cos cudownego...moje rodzenstwo chodzilo, do przedszkola. Mama i tato od zawsze mi wbijali do glowy "kobieta musi byc samodzielna, musi pracowac itp" Wiem, jakie to konieczne, moja mama zostala wdowa w wieku 40kilku lat, kiedy miala w domu jeszcze 13 latka i 10 latke...jakby byla mama siedzcaca w domu, to by nie miala czego do garnka wlozyc.
Moja macocha wrocila do pracy, za kazdym razem po ok 10miwsiacach od urodzenia. Bo jej praca tego wymaga, jaby nie wrocila, to by "wypadla z obiegu"....
A mi sie serce kroilo na sama mysl, ze to obca kobieta bedzie widziala "pierwsze kroki, slowa, kupki na nocnik". Ze to ktos inny mialby ksztaltowac Corke a nie ja i jej tato!!
W tej krotkiej chwili, juz wiedzialam, znajde wyjscie!! Znajde taka prace, zeby byc aktywna zowodowo, ale byc mama na clay tetat!! Do mnie beda nalezec "pierwsze kroki, slowa, kupki..." do mnie i Meza!! Udalo sie....Nie balam podjac sie podjac wyzwania...a zarazem, moje obawy mamy NR I sie calkiem zmienily...
Nie mowie juz o zalozeniach typu "moje dziecko nigdy nie bedzie, moje dziecko zawsze bedzie" te zalozenia od poczatku byly wystawione na wielka prube :)
Juz ich nawet nie pamietam, pamietam tylko, ze niektore byly absurdalne i dla mnie metody ich egzekwowania, co wczesniej wydawaly mi sie logoczne i normalne, okazaly sie nieludzkie.
Teraz obaw powinno byc niby mniej.....bo to juz 2raz, bo wiem czego sie spodziewac itp...
A jest zupelnie inaczej!!!!
Jest teraz jeszcze gorzej. Wtedy bylam nigczego nie swiadoma!!
Teraz obawy sa realne, tak realne, ze wypieralam je tak dlugo, zeby o nich nie myslec tak dlugo jak sie tylko dalo.
Obawy
1. Jak zareaguje Corka1 na Corke2. Niby wie, ze mama ma siostrzyczke, male baby w brzuszku. Niby wie, ze bedzie "big sister, best friend" jak to sama okresla. Ale co 2.5latla moze tak naprawde rozumiec?? Jak zareaguje, ze nie jest juz w centrum uwagi?? Jak zareaguje, ze musi sie mama; co tam mama, ze musi sie TATA dzielic????
2. Jak damy rade w nocy, jak Corka2 bedzie sie budzic z placzem, czy nie bedzie budzic Corki1?? Fakt Corka1 ma swoj pokuj, tam spi, Corka2 narazie bedzie z nami, ale sciany z papieru. A wiadomo niewyspana 2latka, to horoor, koszmar za dnia i normalnie swieta wojna w domu!!
3. Jak dam sobie rade w dzien, jak Corka2 bedzie przy cycu, a Corka1 bede akurat musiala kupke?? Sama nie pojdzie...
4. Jak dam sobie rade na zakupach?? Corka1 ma silna potrzebe zwiedzania kazdego zakamarku sklepu, czy zrozumie, ze musimy sie pospieszyc, bo Corka2 jest glodna/ma pelna pieluche...albo po porstu mama nie ma dzis sily...
5. Jak Corka1 byla mala, jak spala a ja bylam wymeczona, to spalam z nia...teraz nie bede mogla. Jak ja dam rade??
6. Jak Corka1 bedzie chora, jak dam rade z nimi dwoma w domu??
7. Czy wystarczy mi cierpliwosci??
8. Czy Corka2 nie bedzie poszkodowana, za malo uwgai, bo nigdy (poza 2 dniami w tygodniu, tylko w dzien kiedy Corka1 jest w zlobku) nie bedzie miala mamy tylko dla siebie. NIgdy nie bede miala dla niej tyle czasu co mialam dla Corki1. Nie dostanie tego samego co Corka1.
9. Czy Corka1 nie bedzie poszkodowoana?? Bo juz nigdy nie bedzie miala tyle uwagi mamy co do tej pory.
10. Czy bede miec czas na posprzatanie, prace, na zrobienie z siebie czlowieka (wlosy, ubrac sie, make up??)
11. Czy bede miec sile na powyzsze nawet jak czas znajde??
12. Czy bede miec czas na chwile dla siebie? Ksiazka, ciepla kawa?? Nie mysle nawet o innych przyjemnosciach.....
13. Czy bede w stanie je obie dopilnowac, bez wrzaskow, bez nadmiernych kar??
Jak widac, wiekszosc punktow,tych jest "kiedy bedziemy same, a Maz w pracy"......i tu dochodza inne punkty:
14. Czy zjadziemy z Mezem czas dla nas?? Na kino, spacer, kolajce, intymnosc??
15. Czy Maz bedzie mial cierplisowc do nas, zeby nadal byc ta nasz ostoja spokoju, opanowania i dobrego chumoru??
16. Czy Maz bedzie mial sile mi pomagac w nocy tak samo jak to bylo z Corka1??
A najgorsza obawa ze wszystkich, taka, ze az sie boje ja pomyslec, a co dopiero napisac....
17. Czy pokochamy Corke2 tak samo?? Czy damy rade, pomnozyc nasza milosc rowno?? Czy ona tez bedzie naszym oczkiem w glowie?? Naszym centrum wszechswiata??
Jak to bedzie czas pokaza...narazie sie obawiam......
Ale zaraz po tym zaczelam sie zastanawiac...I stwierdzilam, ze oklamalam bidule! Oklamalam, ale nie zamierzenie, bo....no wlasnie....
Obawy kiedy zostawalam mama NR I byly, byly ogromne. Byly 3lata temu i sie o nich zapomnialo. Zapomnialo, bo jest teraz inaczej, cudownie inaczej. Corka przewrocila moj swiatopoglad do gory nogami i sprawila, ze jestem inna Soba. Wiec zaraz sie poprawilam "tak dziecko zmienilo u mnie wszystko, doslownie kazdy moj poglad na bycie mama, ale to nie znaczy, ze jest gorzej, nic sie nie boj :) "
Jednak ta rozmowa, zmusila mnie do...do dopuszczenia do mojej swiadomosci pewnej mysli. Mysli, ktora odpieralam juz bardzo dlugo....mysli, ktora byla ze mna, gdzies z tylu glowy od kiedy zwymiotowalam po raz pierwszy, zanim zrobialm test ciazowy, od kiedy moje wewnterzne Ja powiedzialo mi, ze bede Mama NR II!!
Czyli Obawy Mamy NR II.
Nasze Corki sa w 100% chciane, w 100% swiadoma docezja, zaplanowana i przemyslana. Wrecz przekalkulowana, pod wzgeldem wieku naszego, naszych mozliwosci finansowych i punktu w jakim znajduja sie nasze kariery.
Maz stabilna praca, pracodaca, pozadny, placacy mu za uniwersytet, dajacy mozliwosci rozwoju, nowe wyzwania a co dla rodziny wazne, mozliwosc przyzwoitych zarobkow.
Ja mialam w miare spokojna prace, biurowa, 8 godzin, 5 dni w tygodniu. Nie koniecznie sciezka mojej kariery jaka chcialam zachowac, ale stabilna, zarobki tez nie najgorsze. Chcialam zmiany, na wieksze wyzwanie, na budowe karery, ale juz bylo 25lat na karku, juz albo tylko. My zawsze mazylismy o 3 pociech, wiec byla najwyzsza pora na pociechee NR I. Bo jak znajde ta "wymazona prace" bo "jak zaczne i ja budowac kariere" to mysl o dziecku by sie przeciagnela na nieznana przyszlosc. A ta nieznana przyszlosc byla zbyt odlega na 3 dzieckow pod wzgeldem biologicznym. Wiec wykalkulowalismy troche na sucho "teraz pora". Bylismy tuz po slubie, zaczelismy starania...i za pierwszysm razem, sie udalo :)
ALe co sie zmienilo...Zalozenie bylo takie:
1. pracuje do konca - udalo sie, pracowlam do 37tc, kiedy to juz przez male klopoty z wodami plodowymi, pani doctor w szpitalu zasugerowla, ze juz pora odpoczac.
I na tym sie nasze plany, ze zdezeniem z rzeczywistoscia, zakonczyly ukadac sie jak zalozylismy....
W 42+1 TC przszla na swiat Corka, uparta, nie chcaca sie urodzic :) Wspomagana przez lekarza kleszcami, i wielkim krzykiem oznajmila "Zmienie wasze zycie na zawsze"......pierwsze spojzenie w te wowczac, czarne jak smola oczka, pierwsze przytulenie i juz wiedzialam, ze to jest najwieksze szczesie jak moglo mnie spotkac!!
Jak pani doctor chciala ja zabrac z moich ramion, po moim niludzkim wysliku, zeby sprawdzic, czy tymi kleszczami nikt jej krzywdy nie zrobil, czy przez te brudne wody, ona sobie krzywdy nie zrobila...to moj wzrok musial ciskac pioruy. Pani doctor sie mi tlumaczyla, ze zaraz odda, ze tylko tu ja bierze, ze beda ja ciagle widziala, ze ona naprawde musi...bylam gotowa bronic jej juz wtedy jak lwica, bylam w stanie wstac wtedy i wyrawac ja sporwotem w moje objecia, bo wiedzialam, ze tam jej najlepiej :)
I tak oto zmienila wszystko co myslalam, ze bedzie.....
Myslalm, ze jak skonczy roczek, jak zakonczy sie moj macierzysnki i wychowaczy urop to oddam ja pod opieke paniom do zlobka, ze nie bedzie to zadnej problem, a sama pojde budowac kariere...
Juz w tych kilku minutach po porodzie wiedzialam, ze nie bede umiala!!
Ale przecierz, moja mama z tata mnie oddali, jak mialam ponad roczeka, mam wspaniale wspomnienia ze zlobka/przedszkola, kazde wakacje z dziadkami, jedymi badz dugimi, cos cudownego...moje rodzenstwo chodzilo, do przedszkola. Mama i tato od zawsze mi wbijali do glowy "kobieta musi byc samodzielna, musi pracowac itp" Wiem, jakie to konieczne, moja mama zostala wdowa w wieku 40kilku lat, kiedy miala w domu jeszcze 13 latka i 10 latke...jakby byla mama siedzcaca w domu, to by nie miala czego do garnka wlozyc.
Moja macocha wrocila do pracy, za kazdym razem po ok 10miwsiacach od urodzenia. Bo jej praca tego wymaga, jaby nie wrocila, to by "wypadla z obiegu"....
A mi sie serce kroilo na sama mysl, ze to obca kobieta bedzie widziala "pierwsze kroki, slowa, kupki na nocnik". Ze to ktos inny mialby ksztaltowac Corke a nie ja i jej tato!!
W tej krotkiej chwili, juz wiedzialam, znajde wyjscie!! Znajde taka prace, zeby byc aktywna zowodowo, ale byc mama na clay tetat!! Do mnie beda nalezec "pierwsze kroki, slowa, kupki..." do mnie i Meza!! Udalo sie....Nie balam podjac sie podjac wyzwania...a zarazem, moje obawy mamy NR I sie calkiem zmienily...
Nie mowie juz o zalozeniach typu "moje dziecko nigdy nie bedzie, moje dziecko zawsze bedzie" te zalozenia od poczatku byly wystawione na wielka prube :)
Juz ich nawet nie pamietam, pamietam tylko, ze niektore byly absurdalne i dla mnie metody ich egzekwowania, co wczesniej wydawaly mi sie logoczne i normalne, okazaly sie nieludzkie.
Teraz obaw powinno byc niby mniej.....bo to juz 2raz, bo wiem czego sie spodziewac itp...
A jest zupelnie inaczej!!!!
Jest teraz jeszcze gorzej. Wtedy bylam nigczego nie swiadoma!!
Teraz obawy sa realne, tak realne, ze wypieralam je tak dlugo, zeby o nich nie myslec tak dlugo jak sie tylko dalo.
Obawy
1. Jak zareaguje Corka1 na Corke2. Niby wie, ze mama ma siostrzyczke, male baby w brzuszku. Niby wie, ze bedzie "big sister, best friend" jak to sama okresla. Ale co 2.5latla moze tak naprawde rozumiec?? Jak zareaguje, ze nie jest juz w centrum uwagi?? Jak zareaguje, ze musi sie mama; co tam mama, ze musi sie TATA dzielic????
2. Jak damy rade w nocy, jak Corka2 bedzie sie budzic z placzem, czy nie bedzie budzic Corki1?? Fakt Corka1 ma swoj pokuj, tam spi, Corka2 narazie bedzie z nami, ale sciany z papieru. A wiadomo niewyspana 2latka, to horoor, koszmar za dnia i normalnie swieta wojna w domu!!
3. Jak dam sobie rade w dzien, jak Corka2 bedzie przy cycu, a Corka1 bede akurat musiala kupke?? Sama nie pojdzie...
4. Jak dam sobie rade na zakupach?? Corka1 ma silna potrzebe zwiedzania kazdego zakamarku sklepu, czy zrozumie, ze musimy sie pospieszyc, bo Corka2 jest glodna/ma pelna pieluche...albo po porstu mama nie ma dzis sily...
5. Jak Corka1 byla mala, jak spala a ja bylam wymeczona, to spalam z nia...teraz nie bede mogla. Jak ja dam rade??
6. Jak Corka1 bedzie chora, jak dam rade z nimi dwoma w domu??
7. Czy wystarczy mi cierpliwosci??
8. Czy Corka2 nie bedzie poszkodowana, za malo uwgai, bo nigdy (poza 2 dniami w tygodniu, tylko w dzien kiedy Corka1 jest w zlobku) nie bedzie miala mamy tylko dla siebie. NIgdy nie bede miala dla niej tyle czasu co mialam dla Corki1. Nie dostanie tego samego co Corka1.
9. Czy Corka1 nie bedzie poszkodowoana?? Bo juz nigdy nie bedzie miala tyle uwagi mamy co do tej pory.
10. Czy bede miec czas na posprzatanie, prace, na zrobienie z siebie czlowieka (wlosy, ubrac sie, make up??)
11. Czy bede miec sile na powyzsze nawet jak czas znajde??
12. Czy bede miec czas na chwile dla siebie? Ksiazka, ciepla kawa?? Nie mysle nawet o innych przyjemnosciach.....
13. Czy bede w stanie je obie dopilnowac, bez wrzaskow, bez nadmiernych kar??
Jak widac, wiekszosc punktow,tych jest "kiedy bedziemy same, a Maz w pracy"......i tu dochodza inne punkty:
14. Czy zjadziemy z Mezem czas dla nas?? Na kino, spacer, kolajce, intymnosc??
15. Czy Maz bedzie mial cierplisowc do nas, zeby nadal byc ta nasz ostoja spokoju, opanowania i dobrego chumoru??
16. Czy Maz bedzie mial sile mi pomagac w nocy tak samo jak to bylo z Corka1??
A najgorsza obawa ze wszystkich, taka, ze az sie boje ja pomyslec, a co dopiero napisac....
17. Czy pokochamy Corke2 tak samo?? Czy damy rade, pomnozyc nasza milosc rowno?? Czy ona tez bedzie naszym oczkiem w glowie?? Naszym centrum wszechswiata??
Jak to bedzie czas pokaza...narazie sie obawiam......
środa, 21 stycznia 2015
Zawitala Zima
Jak to stare dobre powiedzenie mowi "Zima znow zaskoczya drogowcow"....tak tu na gorkach pieknego West Yorkshire to samo, tyle, ze tu nie ma drogowcow!! Czasem widac piaskarke i to wszystko. Zimowe opony, to dla wielu anglikow wciaz mit jak potwor z Loch Ness, a o czys takim jak odsniezanie chodnikow, to nikt nawet nigdy nie slyszal.
Nie od dzis wiadomo, anglicy uwielbiaja rozmawiac, a raczej nazekac na pogode. W dni tak pieknie zimowe jak dzis, ja staje sie pod tym wzgledem anglikiem z krwi i kosci!!
Snieg pada, drogi biale, bo plugow snieznych tu nie ma, w tym roku rowniez i my zimowych opon nie posiadamy, bo w sumie jest max tydzien zimy i stwierdzilam, ze wyjezdzac nie bede jak spadnie snieg. Ale dzis akurat jest Sroda!! Sroda to dzien zajec z baletu Corki. Corka pomimo swoich 2.5 lat tylko, dobrze wie kiedy jest ten dzien, bo go uwiebia.
Wiec pomimo kiepskich warunkow, pojechalysmy. Mysle sobie kilka cm sniegu, ja przeciez z Polski, snieg mi nie straszny!! Zajecia przerwane po 20min bo szkole baletu zamykaja, z powodu duzych opadow sniegu. Corka placze, ze nie bylo tanczenia z misiem, ze nie zrobila jeszcze gallops ani pirouettes dla pani....ale coz, zamykaja, to my do auta. Drogi rzezywiscie biale, ale jak sie jedzie, to swierzy snieg i 180koni pod maska daja rade spokojnie.
Jednak zawsze musi byc jakies ale. Naszym jest to, ze mieszkamy jakies 4mile od centrum mista, 4 mile pod gorki, strome gorki, strome podjazdy, sporo swiatel i co najgorsze, samochodow z kierowcami, jeszcze gorszymi w sniegu niz ja!!
Pierwszy atak serca, doznaje, jak bus dostawczy zaczyna jechac w poprzek, do tylu, prosto na mnie a ja nie mam gdzie uciec, bo za mna sznur aut!! Na szczesie sie zatrzymuje. Zatrzyuje i ruszyc nie daje rady, ja wrzucam 2ke i jakim cudem go objezdzam, nawet calkiem spokojnie, to kierowca busa na mnie trabi i puka sie po czole i rekoma wymachuje. Czytam ta mila gestykulacje "jakim prawem durna babo za kierownica mnie wyprzedzasz".
Ale za mna jeda inny, na nich juz nie trabi.
Pozniej troszke dalej, pan, ubrany w nowy dresik, z wzorzyscie przysztrzyzona broda w BMW wyjezdza prosto przedemnie, z drogi podpozadkowanej, i staje, kreci tym swoim tylnim napedem i stawia go bokiem, ja musze szybko odbijac i pomimo zawrotenj predkosci 20mil na godzine stawia i mnie bokiem. Serce w gardle!! Opanowuje samochod, jade dalej, patrze w lusterko a Corka zafascynowana mowi "baranu jeden". Lapie sie za brzuch i uspakajam Corke2 i przepraszam za nerwy moje. Takie sytuacje jeszcze 2x powtarzaja sie, raz mila pani przebrana za skrzynke na listy z odsniezonym autem tylko tyle co wycieraczkami zjezdza na moj pas, innym razem, pan w pizamie uznaje za dobry pomysl zatrzymac sie na srodku stromej gorki i cwiczyc ruszanie z reczego...
Po 3 ustawieniu mnie bokiem, z gory zjezdza simieciarka, zostawiajac ladnie odsniezone slady, nie zastanawiajca sie za duzo, wjezdzam na pas "pod prad" i jade tak poki nic nie nadjezdza z naprzeciwka, rozwijam nawet znow predkosc do 23mil na godzine. Za mna kilka aut robi to samo...
W koncu dojezdzam do domu. Podroz co normalnie zajmuje mi 5minut, dzis zajela 45minut.
Nie wjezdzam na podjazd, bo jest za stormy podjazd na ten nasz podjazd, auto zostaje przy glownej drodze a my z Corka smiejemy sie i cieszymy juz ze sniegu :)
Pora zdjac tutu z baletu, zalozyc spodnie na snieg i isc szalec w ogrodku!!!!
Postanownie, nie ruszam sie nigdzie w taka pogode i niech Maz sie smieje, ze jestem "niedzielnym kieorwca". W nosie to mam. Zdalam tu prawo jazdy, jestem angielskim kierowca, a tacy nie umieja jezdzic w sniegu!!! Oni wtedy zostaja w domu i delektuja sie cisza!!!
Nie od dzis wiadomo, anglicy uwielbiaja rozmawiac, a raczej nazekac na pogode. W dni tak pieknie zimowe jak dzis, ja staje sie pod tym wzgledem anglikiem z krwi i kosci!!
Snieg pada, drogi biale, bo plugow snieznych tu nie ma, w tym roku rowniez i my zimowych opon nie posiadamy, bo w sumie jest max tydzien zimy i stwierdzilam, ze wyjezdzac nie bede jak spadnie snieg. Ale dzis akurat jest Sroda!! Sroda to dzien zajec z baletu Corki. Corka pomimo swoich 2.5 lat tylko, dobrze wie kiedy jest ten dzien, bo go uwiebia.
Wiec pomimo kiepskich warunkow, pojechalysmy. Mysle sobie kilka cm sniegu, ja przeciez z Polski, snieg mi nie straszny!! Zajecia przerwane po 20min bo szkole baletu zamykaja, z powodu duzych opadow sniegu. Corka placze, ze nie bylo tanczenia z misiem, ze nie zrobila jeszcze gallops ani pirouettes dla pani....ale coz, zamykaja, to my do auta. Drogi rzezywiscie biale, ale jak sie jedzie, to swierzy snieg i 180koni pod maska daja rade spokojnie.
Jednak zawsze musi byc jakies ale. Naszym jest to, ze mieszkamy jakies 4mile od centrum mista, 4 mile pod gorki, strome gorki, strome podjazdy, sporo swiatel i co najgorsze, samochodow z kierowcami, jeszcze gorszymi w sniegu niz ja!!
Pierwszy atak serca, doznaje, jak bus dostawczy zaczyna jechac w poprzek, do tylu, prosto na mnie a ja nie mam gdzie uciec, bo za mna sznur aut!! Na szczesie sie zatrzymuje. Zatrzyuje i ruszyc nie daje rady, ja wrzucam 2ke i jakim cudem go objezdzam, nawet calkiem spokojnie, to kierowca busa na mnie trabi i puka sie po czole i rekoma wymachuje. Czytam ta mila gestykulacje "jakim prawem durna babo za kierownica mnie wyprzedzasz".
Ale za mna jeda inny, na nich juz nie trabi.
Pozniej troszke dalej, pan, ubrany w nowy dresik, z wzorzyscie przysztrzyzona broda w BMW wyjezdza prosto przedemnie, z drogi podpozadkowanej, i staje, kreci tym swoim tylnim napedem i stawia go bokiem, ja musze szybko odbijac i pomimo zawrotenj predkosci 20mil na godzine stawia i mnie bokiem. Serce w gardle!! Opanowuje samochod, jade dalej, patrze w lusterko a Corka zafascynowana mowi "baranu jeden". Lapie sie za brzuch i uspakajam Corke2 i przepraszam za nerwy moje. Takie sytuacje jeszcze 2x powtarzaja sie, raz mila pani przebrana za skrzynke na listy z odsniezonym autem tylko tyle co wycieraczkami zjezdza na moj pas, innym razem, pan w pizamie uznaje za dobry pomysl zatrzymac sie na srodku stromej gorki i cwiczyc ruszanie z reczego...
Po 3 ustawieniu mnie bokiem, z gory zjezdza simieciarka, zostawiajac ladnie odsniezone slady, nie zastanawiajca sie za duzo, wjezdzam na pas "pod prad" i jade tak poki nic nie nadjezdza z naprzeciwka, rozwijam nawet znow predkosc do 23mil na godzine. Za mna kilka aut robi to samo...
W koncu dojezdzam do domu. Podroz co normalnie zajmuje mi 5minut, dzis zajela 45minut.
Nie wjezdzam na podjazd, bo jest za stormy podjazd na ten nasz podjazd, auto zostaje przy glownej drodze a my z Corka smiejemy sie i cieszymy juz ze sniegu :)
Pora zdjac tutu z baletu, zalozyc spodnie na snieg i isc szalec w ogrodku!!!!
Postanownie, nie ruszam sie nigdzie w taka pogode i niech Maz sie smieje, ze jestem "niedzielnym kieorwca". W nosie to mam. Zdalam tu prawo jazdy, jestem angielskim kierowca, a tacy nie umieja jezdzic w sniegu!!! Oni wtedy zostaja w domu i delektuja sie cisza!!!
piątek, 16 stycznia 2015
Ugotujmy
Dzis piatek, dla nas dzien "wyjadania resztek" :) zapraszam po przepis na zapiekanke makaronowa z kielbasa "z resztek z lodowki" i muffin babanowe - z przejzalych bananow :)
http://cookingberrymama.blogspot.co.uk/
http://cookingberrymama.blogspot.co.uk/
wtorek, 13 stycznia 2015
Moje Cycki Moja Sprawa
Ostatnio jak boomerang powraca temat karmienia piersia, wszedzie. W prasie, na forach internetowych, na stronch FB a nawet papierz Franciszek na mszy w Kaplicy Sykstynskiej ostatnio to poruszyl.
Jako mama 2.5latki i kobieta w ciazy, czytam, bo mnie interesuje i sie tym tylko stresuje...dlaczego?? Poniewaz kazdy do okola narzuca swoje zdanie. Panuje trend ze "trzeba" "musisz" "powinnas" robic tak a tak. Mamuski na forach maja swoje zdania i je narzucaja, jak z wieloma sprawami My Matki nie potrafimy napisac "moim daniem", "ja bym tak zrobila", "ja uwazam", nie, my potepiamy, wysmiewamy i oceniamy nie znajac sytuacji!!
Czytajac fora internetowe, ogladajac programy w TV (czy to w UK czy w PL ta sama tendecja), mozemy sie niezle zakrecic. Ta sama Mama co potepia Druga, za to, ze ta Druga nie karmi piersia, co walczy o prawo karmienia w miejscu publicznym; potepi ta Mame co karmi swoje 4,5 6 letnie dziecko nadal. I to potepi i wypowie sie sposob tak obrazliwy, tak nieprzyjemny, ze az sie przykro robi mi, osobie zupelnie postornnej.
Spoleczenstwo narzuca nam swoje zdanie na kazdym kroku, od tego jak dziecko ubierac, po to jak karmic.
Pamietam jak bedac w pierwszej ciazy, rozmawialam z mama i macocha o karmieniu. Z dwoma najblizszymi mi osobami, do ktorych w takicj sprawam zwroce sie w pierwszej kolejnosci.
Mama trojke dzieci wykarmila do ok roku. Ma jedo zdanie: Tylko karmienie piersia. Nie dopuszcza do swojej swiadomosci innego wyjscia. Mowila, ze nie raz jej sutki poranilismy, ze krew potrafila leciec, ze bolalo, szczegolnie na pozczatku ale, ze jej obowiazkiem jako naszej mamy bylo karmienie nas piersia, ze inaczej by zawiodla...
Z drugiej strony macocha, z 3 swoich dzieci, jedno na piersi dlugo. Pierworodny syn, do ok roku takze. To karmienie wspomina bardzo dobrze, moze cos bolalo, ale tylko na poczatku. Tez po pierwszym dziecku nie wyobrazala sobie innej formy. Zreszta spoleczenstwo nie daje innego wyboru. Sprawy potoczyly sie inaczej jednak, druga ciaza, blizniacza, ona 12lat starsza. Blizniaki urodzone w terminie, ale we dwoje razem wazyli prawie tyle co pierwszy syn sam. Duzo mniejsze, pokarmu nie bylo az tyle naraz, a oboje glodni razem. Mali, zle sie przystawiali, wszystko szlo nie tak jak powinno...byla przemeczona, czula sie jak maszyna do karmienia, non stop ktorys "wisial na cycu" a w domu tato do pracy wrocic musial szybko, do tego jeszcze 12latek, co potrzebuje choc troszke mamy jeszcze. Jakby uroku bylo za malo, Blizniaki po ukonczeniu miesiaca zycia trafiaja do szpitala. Zapalenie pluc, podejzenie zarazenia poszpitalnego pneumokokami. Po dwoch tygodniach walki o zycie dzeci, pokarm zanika. Blizniaki wyzdrowialy, maja sie dobrze....a macocha czuje sie niepelna matka, bo nie moze karmic dzieci. Prog depresji poporodowej...
W koncu udaje jej sie przekonac sama siebie, ze butla krzywdy nie zrobi, ze butla wykarmi, ze butla to przyjaciej a nie wrog....ale spoleczenstwo mysli inaczej. W oczach polozych i innych mam jest gorsza. Dobrze, ze juz nie w swoich!!
Obie daja mi cenne rady, jak sie przygotowac do karmienia. Np: myc piersi ostrzejsza gabka, zeby sutki nie byly takie wrazliwe, kremowac specjalymi kremamy, zeby byly zawsze dobrze nawilzone, zeby nie pekaly.
Nikt sie mnie nie pyta, czy wogle chce karmic piersia.
Polozna od pierwszej wizyty bombarduje mnie ulotkami i ksiazeczkami na temat karmienia piersia.
Nikt sie mnie nie pyta co ja czuje!!
A co ja czulam? Czulam, ze to moj wybor!!! Czulam, ze to moja sprawa!!
Owszem chcialam sprubowac, ale nie chcialam sie zmuszac do niczego. Mialam podejscie, ze szczesliwa mama to szczesliwe dziecko.
Mam duzy biust, ja go nazywam Babaluny. Balam sie, ze moja coreczka bedzie za mala na takiego babaluna. Balam sie, ze bedzie bolalo. Czytalam na forach, ogladlm programy i rozmawialam z kolezankami karmiacymi. Straszylo mnie wszystko, ze boli, ze dzieci maja klopoty na poczatku, ze beda mi krwawic piersi. Niektore kolezanki robily z siebie bohaterki, ze pomimo iz dziecko wyje (z glodu), ze one wyja (z bolu) to sie nie poddaja. Kilka stwierdzien mi utkwilo w pamieci "a niech ona juz mi te sutki odgryzie, moze tak bolec nie bedzie", "od tego jestem, zeby karmic, to moje najwazniejsze zadanie", "krwiawia mi piersi, nie wiem jak juz przystawic zeby nie plakac z bolu"......
Im blizej bylo daty porodu tym bardziej sie balam.
Byly tez kolezanki, z innej strony: "nie jestem krowa zeby mleko dawac", "mnie to obzydza", "czy ty wiesz jak twoje piersi beda wygladac"......
Postanowilam nie sluchac nikgo!!! Postanowilam, ze bedzie jak bedzie. Kupilam butelki, kuilam mleko, kupilam krem na sutki i powiedzialam sobie "niech sie dzieje wola nieba".
Pokarm sie pojawil w 28 tygodniu ciazy.
Postanowilam, ze jesli bedzie mnie bolalo, ze jesli bede krwawic,jesli Corka bedzie plakac z glodu to dostanie butle.
Postanowilam, nie robic z siebie matki meczennicy, bohaterki narodu. Postanowilam wsluchac sie w swoje cialo i potrzeby dziecka.
Od pierwszej godziny zycia Corki, okazalo sie, ze obie wiemy co robic!! Bolalo, moze cos na poczatku, to uczucie zassania, moze kilka razy zle przystawilam....ale tak to bylo cudownie!!!! Babalun jeden, przynajmniej na poczatku byl wiekszy od glowki Corki ale to nam nie przeszkadalo. Byly to nasze najintymniejsze chwile, cudowne, ciche i takie nasze. Uwielbialysmy je. Tak abrdzo, ze nie potrafilam sie nimi dzielic.
Nie karmilam w restauracjach, kosciolach, parkach. Jak byla taka potrzeba to mialam w butelce siagniete swoje mleko i Corka dostawala. Jesli poza domem bylismy dluzej niz butelka, to karmilam w aucie, u znajomych prosilam o cichy kacik w kuchni/sypialni. Jak mielismy gosci, szlam do pokoju Corki.
Nie widzialam potrzeby eksponowania cyckami na prawo i lewo. Rozmiar babalunow, nie pozwalam mi na dyskretne karmienie a nie chcialam, ani zeby ludzie na okolo, ani sama czuc sie nieswojo, skrepowana.
Karmilam do 8 miesiaca, wtedy Corka sama odstawila cyca zafascynowana jedzeniem rekoma i piciem z kubeczka.
Teraz wlasie skonczylam 28 tdzien ciazy, mleko jest od 2 tyodni juz.
A podejscie, takie samo!!
Co bedzie czas pokaze, to moja sprawa. Moja i Corki2. Nikogo innego. Nic na sile!! Nic na przymus. Nie bede gorsza mama jesli tym razem sie nie uda. Nie bede bohaterka Corki2 jesli bedzie to nam pasowac.
Mamo moja kochana, nie kochalabym cie mniej jakbys mnie karmila butla.
I nikomu nic do moich cyckow!!!!
Jako mama 2.5latki i kobieta w ciazy, czytam, bo mnie interesuje i sie tym tylko stresuje...dlaczego?? Poniewaz kazdy do okola narzuca swoje zdanie. Panuje trend ze "trzeba" "musisz" "powinnas" robic tak a tak. Mamuski na forach maja swoje zdania i je narzucaja, jak z wieloma sprawami My Matki nie potrafimy napisac "moim daniem", "ja bym tak zrobila", "ja uwazam", nie, my potepiamy, wysmiewamy i oceniamy nie znajac sytuacji!!
Czytajac fora internetowe, ogladajac programy w TV (czy to w UK czy w PL ta sama tendecja), mozemy sie niezle zakrecic. Ta sama Mama co potepia Druga, za to, ze ta Druga nie karmi piersia, co walczy o prawo karmienia w miejscu publicznym; potepi ta Mame co karmi swoje 4,5 6 letnie dziecko nadal. I to potepi i wypowie sie sposob tak obrazliwy, tak nieprzyjemny, ze az sie przykro robi mi, osobie zupelnie postornnej.
Spoleczenstwo narzuca nam swoje zdanie na kazdym kroku, od tego jak dziecko ubierac, po to jak karmic.
Pamietam jak bedac w pierwszej ciazy, rozmawialam z mama i macocha o karmieniu. Z dwoma najblizszymi mi osobami, do ktorych w takicj sprawam zwroce sie w pierwszej kolejnosci.
Mama trojke dzieci wykarmila do ok roku. Ma jedo zdanie: Tylko karmienie piersia. Nie dopuszcza do swojej swiadomosci innego wyjscia. Mowila, ze nie raz jej sutki poranilismy, ze krew potrafila leciec, ze bolalo, szczegolnie na pozczatku ale, ze jej obowiazkiem jako naszej mamy bylo karmienie nas piersia, ze inaczej by zawiodla...
Z drugiej strony macocha, z 3 swoich dzieci, jedno na piersi dlugo. Pierworodny syn, do ok roku takze. To karmienie wspomina bardzo dobrze, moze cos bolalo, ale tylko na poczatku. Tez po pierwszym dziecku nie wyobrazala sobie innej formy. Zreszta spoleczenstwo nie daje innego wyboru. Sprawy potoczyly sie inaczej jednak, druga ciaza, blizniacza, ona 12lat starsza. Blizniaki urodzone w terminie, ale we dwoje razem wazyli prawie tyle co pierwszy syn sam. Duzo mniejsze, pokarmu nie bylo az tyle naraz, a oboje glodni razem. Mali, zle sie przystawiali, wszystko szlo nie tak jak powinno...byla przemeczona, czula sie jak maszyna do karmienia, non stop ktorys "wisial na cycu" a w domu tato do pracy wrocic musial szybko, do tego jeszcze 12latek, co potrzebuje choc troszke mamy jeszcze. Jakby uroku bylo za malo, Blizniaki po ukonczeniu miesiaca zycia trafiaja do szpitala. Zapalenie pluc, podejzenie zarazenia poszpitalnego pneumokokami. Po dwoch tygodniach walki o zycie dzeci, pokarm zanika. Blizniaki wyzdrowialy, maja sie dobrze....a macocha czuje sie niepelna matka, bo nie moze karmic dzieci. Prog depresji poporodowej...
W koncu udaje jej sie przekonac sama siebie, ze butla krzywdy nie zrobi, ze butla wykarmi, ze butla to przyjaciej a nie wrog....ale spoleczenstwo mysli inaczej. W oczach polozych i innych mam jest gorsza. Dobrze, ze juz nie w swoich!!
Obie daja mi cenne rady, jak sie przygotowac do karmienia. Np: myc piersi ostrzejsza gabka, zeby sutki nie byly takie wrazliwe, kremowac specjalymi kremamy, zeby byly zawsze dobrze nawilzone, zeby nie pekaly.
Nikt sie mnie nie pyta, czy wogle chce karmic piersia.
Polozna od pierwszej wizyty bombarduje mnie ulotkami i ksiazeczkami na temat karmienia piersia.
Nikt sie mnie nie pyta co ja czuje!!
A co ja czulam? Czulam, ze to moj wybor!!! Czulam, ze to moja sprawa!!
Owszem chcialam sprubowac, ale nie chcialam sie zmuszac do niczego. Mialam podejscie, ze szczesliwa mama to szczesliwe dziecko.
Mam duzy biust, ja go nazywam Babaluny. Balam sie, ze moja coreczka bedzie za mala na takiego babaluna. Balam sie, ze bedzie bolalo. Czytalam na forach, ogladlm programy i rozmawialam z kolezankami karmiacymi. Straszylo mnie wszystko, ze boli, ze dzieci maja klopoty na poczatku, ze beda mi krwawic piersi. Niektore kolezanki robily z siebie bohaterki, ze pomimo iz dziecko wyje (z glodu), ze one wyja (z bolu) to sie nie poddaja. Kilka stwierdzien mi utkwilo w pamieci "a niech ona juz mi te sutki odgryzie, moze tak bolec nie bedzie", "od tego jestem, zeby karmic, to moje najwazniejsze zadanie", "krwiawia mi piersi, nie wiem jak juz przystawic zeby nie plakac z bolu"......
Im blizej bylo daty porodu tym bardziej sie balam.
Byly tez kolezanki, z innej strony: "nie jestem krowa zeby mleko dawac", "mnie to obzydza", "czy ty wiesz jak twoje piersi beda wygladac"......
Postanowilam nie sluchac nikgo!!! Postanowilam, ze bedzie jak bedzie. Kupilam butelki, kuilam mleko, kupilam krem na sutki i powiedzialam sobie "niech sie dzieje wola nieba".
Pokarm sie pojawil w 28 tygodniu ciazy.
Postanowilam, ze jesli bedzie mnie bolalo, ze jesli bede krwawic,jesli Corka bedzie plakac z glodu to dostanie butle.
Postanowilam, nie robic z siebie matki meczennicy, bohaterki narodu. Postanowilam wsluchac sie w swoje cialo i potrzeby dziecka.
Od pierwszej godziny zycia Corki, okazalo sie, ze obie wiemy co robic!! Bolalo, moze cos na poczatku, to uczucie zassania, moze kilka razy zle przystawilam....ale tak to bylo cudownie!!!! Babalun jeden, przynajmniej na poczatku byl wiekszy od glowki Corki ale to nam nie przeszkadalo. Byly to nasze najintymniejsze chwile, cudowne, ciche i takie nasze. Uwielbialysmy je. Tak abrdzo, ze nie potrafilam sie nimi dzielic.
Nie karmilam w restauracjach, kosciolach, parkach. Jak byla taka potrzeba to mialam w butelce siagniete swoje mleko i Corka dostawala. Jesli poza domem bylismy dluzej niz butelka, to karmilam w aucie, u znajomych prosilam o cichy kacik w kuchni/sypialni. Jak mielismy gosci, szlam do pokoju Corki.
Nie widzialam potrzeby eksponowania cyckami na prawo i lewo. Rozmiar babalunow, nie pozwalam mi na dyskretne karmienie a nie chcialam, ani zeby ludzie na okolo, ani sama czuc sie nieswojo, skrepowana.
Karmilam do 8 miesiaca, wtedy Corka sama odstawila cyca zafascynowana jedzeniem rekoma i piciem z kubeczka.
Teraz wlasie skonczylam 28 tdzien ciazy, mleko jest od 2 tyodni juz.
A podejscie, takie samo!!
Co bedzie czas pokaze, to moja sprawa. Moja i Corki2. Nikogo innego. Nic na sile!! Nic na przymus. Nie bede gorsza mama jesli tym razem sie nie uda. Nie bede bohaterka Corki2 jesli bedzie to nam pasowac.
Mamo moja kochana, nie kochalabym cie mniej jakbys mnie karmila butla.
I nikomu nic do moich cyckow!!!!
niedziela, 11 stycznia 2015
Ugotujmy
Rosol z kury.
Krolowa polskich zup.
Po prostu pyszna!!
http://cookingberrymama.blogspot.co.uk/2015/01/clear-chicken-soup-with-noodles.html
Krolowa polskich zup.
Po prostu pyszna!!
http://cookingberrymama.blogspot.co.uk/2015/01/clear-chicken-soup-with-noodles.html
Buty i My
Przyszedl ten czas, ze znow trzeba kupic buty, buty dla Meza. Buty i Maz to cala historia. Nosi wkladki, jedna podnosi lewa piete, a raczej daje jej oparcie na wysokosci ok 5cm, druga, prawa, zeby stal prosto ok 3cm. Kupowanie butow z takimi wkladami to istny koszmar. Zawsze konczy sie na tym, ze trzeba kupic to co pasuje, w co sie mieszcza wkadki, stopa i wyodne w miare. Nie koniecznie to co nam sie spodobalo w pierwszej kolejnosci.
Buty Meza musza byc szerokie, obdazony wyoskim podbiciem. Wysokie za kostke, zeby stoppa na tej wkladce nie wypadala.
Zawsze poszukiwania konczyly sie na tenisowkach tyypu converse. Bo tylko w to noga wchodzila, ale czy to szmaciane, czy skorzane, po ok 2 do 3 miesiecy, w miescu gdzie konczy sie wkladka, buta lewego sie przesieraly, na wylot. O ile dotrzymaly i sie nie rozkleily wczesniej. Nie mozna miec pretensji to producenta bo, owe obuwie nie jest zaprojetowane ta tak nietypowe potrzeby.
Tym razem, musielismy kupic "elegancke" butki...a to juz calkiem awykonalne. Na "wesela i inne okazje" ma, jeszce od weslea naszego. Tak zadko noszone, ze jak nowe, ale no wlasnie, ale sa zwyklej wysokosci, na male wkladki, na "raz na jakis czas".
Teraz do pracy potrzebuje juz co innego niz tenisowki, wiec byl problem. Nie raz, nie dwa...a raczej nie zlicze ile razy szukalismy czegos, juz nie czegos co nam sie podoba, a czegos co bedzie mogl zalozyc.
Tym razem pojechalismy z nastawieniem "wrocilmy i bedziemy szukac miejsca gdzie zrobia buty na zamowienie".
Jednak, ja Zona myslaca czasem calkiem logicznie i tym razem pomyslam. Chodzmy do Clarks, tam naszej malej pannie od jej pierwszych kroczkow buty kupuje. Ale o tym zaraz.
I tym razem sklep mnie nie zawiod. Przemila pani, cierpliwie wysluchala naszego problemu i zabrala sie z Mezem do szukania odpowiednio szerokich i wysokich butow i znalazla!!! Udalo sie!! szczescia naszego nie bylo konca.
Maz zadowolony, ja po porstu przeszczesliwa.
Kolejna mala rzecz a cieszy...
Clarks przypadl mi do serca,kiedy to Corka, majac 11 miesiecy zaczela stawiac piperwsze kroczki. Wczesniej spacerki w wozku, w skarpetkch, badz w butkach "bez podeszwy". Ale jak to w zyciu kazdej mlodej damy, przyszedl czas na pierwsze pozadne butki.
Wiadomo but musi:
Byc Wygody
Byc dobrze dopasowany
Nie uwierac
Byc na tyle twardy a zarazem miekki, zeby dziecko dobrze stopki stawialo
I tu zaczely sie nasze problem. Corka po tatusiu odziedziczyla wyoskie podbicie, na tyle, ze zadne sieciowki dzieciece, nie robily bucikow, ktore moglam jej swobodnie zalozyc. Kazde butki byly ciasne, Corka plakala, nie chciala nawet stanac w sklepie.
Wtedy poszlam do Clarks. Wzieli mala nozke Corki, Zmierzyli dlugosc i szerokosc na specjanym przyzadzie. Zapadl werdykt co do rozmiaru i pani z usmiechem na buzi oznajmila"przyniose wszystkie jakie mamy polbuciki dla malych dam w tym rozmiarze i dobierzemy". Wybor spory, butki sliczne, Cenowo...no coz, nie najtaniej, ale jak tylko pani ubrala te co sie nam podobaly, Corka przemaszerowala pol salonu na dwoch malych nozkach. Bez krzyku, wygodnie i z usmiechem.
Ja wiedzialam, ze but skorzany, ze but wygodny, ze but naprawde ladny, ze rozmiar dobrze dobrany. Ona wiedziala, ze ja nie boli i bedzie mogla biegac w nich. Obie zakochane wrecz w butkach, wyszlysmy i do sklepu wracamy po wszystkie inne!! Wszystkie poza zimowymi, bo cenowo nietety nas to przerasta. Ale kapcie do zlobka, polbuciki, kaloszki, po wszstkie te butki regolarnie, a nawet z wieksza czestotliwoscia niz przecietna panna, wrcamy. Nozka rosnie bardzo szybko. Obecnie juz mamy rozmiar 8, w wieku 2.5lat. Corka posiada jedne kalosze po swojej mamie chrzestnej, a mojej ukochanej siostrze, tak tyle lat wytrzymaly :) Tyle ze to wlasnie ta 8, 8 ktora Matka Chrzestna nosila w wieku lat 4. POlecam serdecznie sklep, wszystkim malym wedrownikom.
Ze mna problemu nie ma, zadnego!! A wasciwie jest, mam dziwna przymadlosc co do butow. Wychwowana w wielodzietnym domu, nauczona, szanowac swoje ubrania i obuwie, z zasada, ze nowe, szcegolnie buty co musza byc pozadne, kupujemy tylko jak jest taka potrzeba. To ja zawsze widze potrzebe, jak tylko zobacze buty co mi sie spodobaja!!! Czy wy takze tak macie?? Siedze w domu i nie mam zadnej potrzeby obuwniczej, ide po spodnie (znienawidzona czesc garderoby do kupowania) i znajde buty, te piekne, co to sa koniecznie mi potrzebne jak sie okazuje. Jeszcze pol godziny temu nie byly, a teraz zyc bez nich sie juz nie da.....ahhhhh.....i wszyskie zawsze pieknie leza i pasuja...
Buty Meza musza byc szerokie, obdazony wyoskim podbiciem. Wysokie za kostke, zeby stoppa na tej wkladce nie wypadala.
Zawsze poszukiwania konczyly sie na tenisowkach tyypu converse. Bo tylko w to noga wchodzila, ale czy to szmaciane, czy skorzane, po ok 2 do 3 miesiecy, w miescu gdzie konczy sie wkladka, buta lewego sie przesieraly, na wylot. O ile dotrzymaly i sie nie rozkleily wczesniej. Nie mozna miec pretensji to producenta bo, owe obuwie nie jest zaprojetowane ta tak nietypowe potrzeby.
Tym razem, musielismy kupic "elegancke" butki...a to juz calkiem awykonalne. Na "wesela i inne okazje" ma, jeszce od weslea naszego. Tak zadko noszone, ze jak nowe, ale no wlasnie, ale sa zwyklej wysokosci, na male wkladki, na "raz na jakis czas".
Teraz do pracy potrzebuje juz co innego niz tenisowki, wiec byl problem. Nie raz, nie dwa...a raczej nie zlicze ile razy szukalismy czegos, juz nie czegos co nam sie podoba, a czegos co bedzie mogl zalozyc.
Tym razem pojechalismy z nastawieniem "wrocilmy i bedziemy szukac miejsca gdzie zrobia buty na zamowienie".
Jednak, ja Zona myslaca czasem calkiem logicznie i tym razem pomyslam. Chodzmy do Clarks, tam naszej malej pannie od jej pierwszych kroczkow buty kupuje. Ale o tym zaraz.
I tym razem sklep mnie nie zawiod. Przemila pani, cierpliwie wysluchala naszego problemu i zabrala sie z Mezem do szukania odpowiednio szerokich i wysokich butow i znalazla!!! Udalo sie!! szczescia naszego nie bylo konca.
Maz zadowolony, ja po porstu przeszczesliwa.
Kolejna mala rzecz a cieszy...
Clarks przypadl mi do serca,kiedy to Corka, majac 11 miesiecy zaczela stawiac piperwsze kroczki. Wczesniej spacerki w wozku, w skarpetkch, badz w butkach "bez podeszwy". Ale jak to w zyciu kazdej mlodej damy, przyszedl czas na pierwsze pozadne butki.
Wiadomo but musi:
Byc Wygody
Byc dobrze dopasowany
Nie uwierac
Byc na tyle twardy a zarazem miekki, zeby dziecko dobrze stopki stawialo
I tu zaczely sie nasze problem. Corka po tatusiu odziedziczyla wyoskie podbicie, na tyle, ze zadne sieciowki dzieciece, nie robily bucikow, ktore moglam jej swobodnie zalozyc. Kazde butki byly ciasne, Corka plakala, nie chciala nawet stanac w sklepie.
Wtedy poszlam do Clarks. Wzieli mala nozke Corki, Zmierzyli dlugosc i szerokosc na specjanym przyzadzie. Zapadl werdykt co do rozmiaru i pani z usmiechem na buzi oznajmila"przyniose wszystkie jakie mamy polbuciki dla malych dam w tym rozmiarze i dobierzemy". Wybor spory, butki sliczne, Cenowo...no coz, nie najtaniej, ale jak tylko pani ubrala te co sie nam podobaly, Corka przemaszerowala pol salonu na dwoch malych nozkach. Bez krzyku, wygodnie i z usmiechem.
Ja wiedzialam, ze but skorzany, ze but wygodny, ze but naprawde ladny, ze rozmiar dobrze dobrany. Ona wiedziala, ze ja nie boli i bedzie mogla biegac w nich. Obie zakochane wrecz w butkach, wyszlysmy i do sklepu wracamy po wszystkie inne!! Wszystkie poza zimowymi, bo cenowo nietety nas to przerasta. Ale kapcie do zlobka, polbuciki, kaloszki, po wszstkie te butki regolarnie, a nawet z wieksza czestotliwoscia niz przecietna panna, wrcamy. Nozka rosnie bardzo szybko. Obecnie juz mamy rozmiar 8, w wieku 2.5lat. Corka posiada jedne kalosze po swojej mamie chrzestnej, a mojej ukochanej siostrze, tak tyle lat wytrzymaly :) Tyle ze to wlasnie ta 8, 8 ktora Matka Chrzestna nosila w wieku lat 4. POlecam serdecznie sklep, wszystkim malym wedrownikom.
Ze mna problemu nie ma, zadnego!! A wasciwie jest, mam dziwna przymadlosc co do butow. Wychwowana w wielodzietnym domu, nauczona, szanowac swoje ubrania i obuwie, z zasada, ze nowe, szcegolnie buty co musza byc pozadne, kupujemy tylko jak jest taka potrzeba. To ja zawsze widze potrzebe, jak tylko zobacze buty co mi sie spodobaja!!! Czy wy takze tak macie?? Siedze w domu i nie mam zadnej potrzeby obuwniczej, ide po spodnie (znienawidzona czesc garderoby do kupowania) i znajde buty, te piekne, co to sa koniecznie mi potrzebne jak sie okazuje. Jeszcze pol godziny temu nie byly, a teraz zyc bez nich sie juz nie da.....ahhhhh.....i wszyskie zawsze pieknie leza i pasuja...
wtorek, 6 stycznia 2015
Ugotujmy
Moze ktos z was ma ochote na romantyczna kolacje.....
Owoce morza to znany afrodyzjak :)
http://cookingberrymama.blogspot.co.uk/2015/01/tagliatelle-with-broccoli-and-prawns.html
Smacznego :)
Owoce morza to znany afrodyzjak :)
http://cookingberrymama.blogspot.co.uk/2015/01/tagliatelle-with-broccoli-and-prawns.html
Smacznego :)
Ugotujmy
Ugotujmy to bedzie cala seria, dotyczaca mojego gotowania....
Uwielbiam gtowac, nie jestem profesjonalistka.
Gotuje dla Meza i Corki. Moje kroliki doswiadczalne, nie zawsze wszystko wychodzi smaczne, nie zwsze jest "najzdrowiej". Jendak starm sie.....mozecie mnie pooceniac :)
http://cookingberrymama.blogspot.co.uk/
Uwielbiam gtowac, nie jestem profesjonalistka.
Gotuje dla Meza i Corki. Moje kroliki doswiadczalne, nie zawsze wszystko wychodzi smaczne, nie zwsze jest "najzdrowiej". Jendak starm sie.....mozecie mnie pooceniac :)
http://cookingberrymama.blogspot.co.uk/
Poznajmy sie :)
troszke bardziej sie przedstawie. Jestem osoba stosunkow mloda, mama wspanialej Corki, zona super Meza, kobieta w cizy i wiem dobrze, ze zycie wcale nie jest idealne.
pracuje, wiecej z domu. Zawsze mam duzo do powiedzenia, nie zawsze jest ktos kto chce mnie sluchac ;) stad pomysl na bloga.
Od 8.5 roku mieszkamy w UK, w przepieknym Yorkshire. Wyjechalam majac lat 20, Maz 19. Cale zycie przed name, rzuceni w gleboka wode, adaptujemy sie do zycia z dala od najlblizsych. kiedy ich najbardziej brakuje, od kiedy urozila sie Ona : Corka.
Corka ma 2.5 roku i czeka na siostre :)
Zycie 2.5latki w kraku gdzie wszedzie na okolo kazdy mowi innym jezykiem niz mama i tata w domu, hmmmm, powoduje to, ze Corka mowi w dwoj jezykach :)
Wychowuje ja kontrowersyjnie jak na Matke Polke....w wieku 2.5lat ma juz obowiazki, nie zawsze nosi czapke i nie wie co to rajstopy pod spodniami.
Od poczatku za duzo na raz by sie chcialo napisac.
Ale wrocmy do tematu.
Zycie w UK jest inne niz w PL, chyba, chyba bo nie wiem jak to byc osoba dorosla, nie mieszkajaca z rodzicami w PL!! Pierwsze konto samodzielne bankowe, pierwsze samodzielne mieszkanie, pierwsze samodzielne pranie i gotowanie obiadu, odbylo sie na tej wyspie.
Spotkalam sie tu zarowno z wartosciowymi osobami jak i takimi co chca ci wbic noz w plecy, tak samo jak w PL. Tyle, ze w PL te zle osoby mniej krzwdzily, bo byla rodzina, byli ludzie znani mi od malego, co potrafili ukoic kazdy, najwet najwieszy bol. Tu jest tylko, a raczej AZ on: Maz. Przyjechalismy razem i przetrwalismy duzo. Wypadek co prawie pozbawil nas siebie, szukanie pracy, uczenie sie po nocy,dlugie nadgodziny w pracy....jadowitych ludzi. Przetrwalismy...ba nawet sie pobralimy i urodzilismy cudo nasze male :)
Czy chcemy wrocic do PL, nie mamy takich planow. Mamy plany na zycie tu. Nie dlatego, ze tu jest tak rozowo, dlatego, ze w PL nie wiemy jak zyc. Brak pomyslu na siebie w PL, zaczete kariery tutaj. Zapuscilismy korzenie. W tym deszczowym kraju, kraju gdzie pije sie herbate z mlekiem (uwielbiam), gdzie to ze kolezanka z biurka obok pochodzenia rdzenno wyspianskiego sie do ciebie zawsze usmiecha, nie znaczy, ze cie lubi. Gdzie na wszystkich infoliniach prauja osoby, z ktorymi pomimo nauki jezyka angielskiego od 4roku zycia nie da sie dogadac, ba nawt ci rdzenni maja problem. Gdzie poprawnosc polityczna jest zbyt rozbudowana i osoby co w zycu sie lenia i szukaja wymowiek, dla ktorych podjac pracy nie moga; maja wiecej praw niz ci co pracuja ciezko. Ale to tu jest moj Dom. Tu jest moje male miejsce na ziemi...
tyle na raz wystraczy.... :*
pracuje, wiecej z domu. Zawsze mam duzo do powiedzenia, nie zawsze jest ktos kto chce mnie sluchac ;) stad pomysl na bloga.
Od 8.5 roku mieszkamy w UK, w przepieknym Yorkshire. Wyjechalam majac lat 20, Maz 19. Cale zycie przed name, rzuceni w gleboka wode, adaptujemy sie do zycia z dala od najlblizsych. kiedy ich najbardziej brakuje, od kiedy urozila sie Ona : Corka.
Corka ma 2.5 roku i czeka na siostre :)
Zycie 2.5latki w kraku gdzie wszedzie na okolo kazdy mowi innym jezykiem niz mama i tata w domu, hmmmm, powoduje to, ze Corka mowi w dwoj jezykach :)
Wychowuje ja kontrowersyjnie jak na Matke Polke....w wieku 2.5lat ma juz obowiazki, nie zawsze nosi czapke i nie wie co to rajstopy pod spodniami.
Od poczatku za duzo na raz by sie chcialo napisac.
Ale wrocmy do tematu.
Zycie w UK jest inne niz w PL, chyba, chyba bo nie wiem jak to byc osoba dorosla, nie mieszkajaca z rodzicami w PL!! Pierwsze konto samodzielne bankowe, pierwsze samodzielne mieszkanie, pierwsze samodzielne pranie i gotowanie obiadu, odbylo sie na tej wyspie.
Spotkalam sie tu zarowno z wartosciowymi osobami jak i takimi co chca ci wbic noz w plecy, tak samo jak w PL. Tyle, ze w PL te zle osoby mniej krzwdzily, bo byla rodzina, byli ludzie znani mi od malego, co potrafili ukoic kazdy, najwet najwieszy bol. Tu jest tylko, a raczej AZ on: Maz. Przyjechalismy razem i przetrwalismy duzo. Wypadek co prawie pozbawil nas siebie, szukanie pracy, uczenie sie po nocy,dlugie nadgodziny w pracy....jadowitych ludzi. Przetrwalismy...ba nawet sie pobralimy i urodzilismy cudo nasze male :)
Czy chcemy wrocic do PL, nie mamy takich planow. Mamy plany na zycie tu. Nie dlatego, ze tu jest tak rozowo, dlatego, ze w PL nie wiemy jak zyc. Brak pomyslu na siebie w PL, zaczete kariery tutaj. Zapuscilismy korzenie. W tym deszczowym kraju, kraju gdzie pije sie herbate z mlekiem (uwielbiam), gdzie to ze kolezanka z biurka obok pochodzenia rdzenno wyspianskiego sie do ciebie zawsze usmiecha, nie znaczy, ze cie lubi. Gdzie na wszystkich infoliniach prauja osoby, z ktorymi pomimo nauki jezyka angielskiego od 4roku zycia nie da sie dogadac, ba nawt ci rdzenni maja problem. Gdzie poprawnosc polityczna jest zbyt rozbudowana i osoby co w zycu sie lenia i szukaja wymowiek, dla ktorych podjac pracy nie moga; maja wiecej praw niz ci co pracuja ciezko. Ale to tu jest moj Dom. Tu jest moje male miejsce na ziemi...
tyle na raz wystraczy.... :*
Zaczynamy
Na dzien dobry, przeraszam za bark polskich znakow. Na przyszlosc sie poprawie!!! Wiem, ze zle sie tak czyta, jedkaze mam maly problem z polska klawiatura na nowym laptopie......!!!!!!
A wiec..blog...o mamie, bedzie bardzo subiektywny, bedzie sporo o gotowaniu. Bedzie o zyciu. Ot kolejne wypociny mamy pracujacej :)
A wiec..blog...o mamie, bedzie bardzo subiektywny, bedzie sporo o gotowaniu. Bedzie o zyciu. Ot kolejne wypociny mamy pracujacej :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)